29 września 1670 roku Leonard Borzęcki, wikariusz parafii w Tarczynie, chrzci dziecko o imieniu Michał. Chłopiec przychodzi na świat pod strzechą jednej z chat w pobliskim Świętochowie w noc poprzedzającą sakrament. Ojcem dziecka jest Jakub Mościcki, kowal, a matką niejaka Łucja.
Pewnego wieczoru, jednego z wielu podobnych w gęstej od obaw, ciągnącej się pandemicznej rzeczywistości, odszyfrowuję tę najstarszą ze wzmianek, które traktują o moich przodkach. Zapisane starannym pismem łacińskie słowa wyznaczają koniec kilkumiesięcznego, żmudnego analizowania własnej genealogii. A więc na pewno już w XVII wieku ktoś z mojej rodziny zajmuje się kuciem żelaza.
Kowalstwo pozwala wyżywić moich przodków przez kolejne dziesięciolecia aż do drugiej połowy XIX wieku, kiedy ostatnia informacja o trudnieniu się tą profesją pojawia się przy nazwisku pradziadka Zofii Stokowskiej, z domu Mościckiej – mojej babci. Czy kolejni potomkowie porzucają rzemiosło czy może jednak ktoś kontynuuje rodzinną tradycję? Dostępne źródła milczą na ten temat. Tymczasem ja, setki lat po Kubie Mościckim, wczesną jesienią 2023 roku przerabiam wiejską stodołę w podwarszawskim Okuniewie na własną kuźnię i powracam do korzeni mojej rodziny.